Szapo ba!

26.11.15

Ponoć strasznie depresyjnie się tu ostatnio zrobiło. Więc spieszę zdementować. Wszystko pod kontrolą, dajemy radę. Co by nie mówić, to jednak mamy całkiem dobre tempo. Licząc od odbioru kluczy (koniec września) do planowanej przeprowadzki, to wychodzą nam zaledwie trzy miesiące. W tym czasie obrobiliśmy jakieś 160 metrów tylko w połowie stanu deweloperskiego, a drugiej połowy od podstaw. Czyli całkiem nieźle, co? Możemy być z siebie dumni?



Czapki z głów należy chylić przede wszystkim przed Ojcem Gnoma. To on wziął na siebie całą czarną robotę, mi zostawiając ten najprzyjemniejszy aspekt - czyli wydawanie kasy. A i to tylko na rzeczy piękne. Gipsami, klejami, foliami się nie param. 

Trochę mi ten ostatni czas wypaczył patrzenie na świat. Teraz gdzie nie wejdę, widzę detale. Wpadam do kogoś na kawę, a tak naprawdę sprawdzić, czy ten przycisk do spuszczania wody w kiblu mają biały, czy chromowany, jakie mają uchwyty przy szafkach w kuchni, baterie w łazience, listwy przypodłogowe, ościeżnice. Zawsze miałam problem z takim widzeniem przestrzennym, spojrzeniem na detal i wyobrażaniem sobie, jak to będzie wyglądało we wnętrzu i komponowało się z resztą. Więc patrzę i chłonę. Rozpatruję sobie to wszystko pod kątem funkcjonalnym, rozbieram na kawałki i kalkuluję, czy lepiej pięknie, czy rozsądnie. A potem idę na kompromisy, między tym, co mi się marzy, a co jest w moim zasięgu.

Mówi się, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a dopiero trzeci dla siebie. Za mną póki co urządzanie jednego mieszkania, ale jednak na małej przestrzeni i w dużo bardziej okrojonym zakresie. Mimo wszystko, myślę, że tamto mi wyszło. Patrząc wstecz na pewno urządziłabym je teraz inaczej, ale i wrogowi bym go nie przekazała. Myślę o nim z sentymentem i mam nadzieję, że najemcy dbają o nie, jako i ja dbałam.

Mimo to dalej czuję się totalną debiutantką. W ostatnim czasie poznałam milion nowych słów, roztrząsałam dylematy, które nigdy nie przyszłyby mi do głowy, jak optymalna wysokość kibla chociażby. W wielu miejscach nawaliłam, ale w tej skali i tak postrzegam to jako sukces.

Jednak tak naprawdę miejsce na podium należy do Ojca Gnomiska. Mówcie co chcecie, ale nie wiem, jak dałabym radę bez niego. Wziął na siebie ogrom rzeczy, wiele z nich załatwił, nawet nie zawracając mi nimi głowy. Więc kiedy teraz czuję się przytłoczona tymi moimi małymi problemami natury estetyczno-funkcjonalnej, nawet trudno mi sobie wyobrazić, co może czuć on.
Ponoć sprawy nieuchronnie zmierzają do szczęśliwego końca. Rozplanowane są terminy ostatnich prac jak malowanie, montaż drzwi czy schodów. I jak się to wszystko nie zawali, to chyba naprawdę możemy się przeprowadzić przed Świętami. Mimo wszystko podchodzę do tych terminów ostrożnie, ale jednak oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że nawet przy spodziewanej obsuwie, możemy się ogarnąć z tematem przed sylwestrem. A to już brzmi jak całkiem niezły plan, prawda?

Zobacz także...

0 komentarze