Ciężkie jest życie matki pracującej i urządzającej dom, ale jeszcze cięższe pracującego ojca, który musi wszystkim tym oczekiwaniom sprostać i samodzielnie wykonać. Wściekam się czasem, że tyle to wszystko trwa, a tymczasem sama z tematem rolet bujam się już od miesiąca. Łatwo dostrzec zadrę w oku bliźniego, ale nie belkę we własnym. Tato Gnoma, aj law ju, ajm sorry!
Za jedno muszę być wdzięczna telewizorowi - poruszył nas do działania (doceńcie mój wkład w przesunięcie kanapy) i zmobilizował do paru zmian.
Zmian, które pchnęły nas do przodu i nadały salonowi charakteru. Wreszcie poza kanapą doczekaliśmy się też innej, trwałej i własnej zabudowy. Ten salon to była trochę taka nasza pięta achillesowa, wprowadzaliśmy małe zmiany, które jednak zupełnie ginęły w sporej przestrzeni. Z drugiej strony ciężko nam było zebrać się za rzeczy większe, bo też wszystko co potrzebne mieliśmy, podstawowe potrzeby, na czym usiąść, przy czym zjeść i na co popatrzeć (na mnie), były zaspokojone. Potrzeba estetyzacji wnętrza jakoś zeszła na dalszy plan w obliczu codziennych obowiązków i kurczących się zasobów portfela.
Przesunięta kanpa
Zmian, które pchnęły nas do przodu i nadały salonowi charakteru. Wreszcie poza kanapą doczekaliśmy się też innej, trwałej i własnej zabudowy. Ten salon to była trochę taka nasza pięta achillesowa, wprowadzaliśmy małe zmiany, które jednak zupełnie ginęły w sporej przestrzeni. Z drugiej strony ciężko nam było zebrać się za rzeczy większe, bo też wszystko co potrzebne mieliśmy, podstawowe potrzeby, na czym usiąść, przy czym zjeść i na co popatrzeć (na mnie), były zaspokojone. Potrzeba estetyzacji wnętrza jakoś zeszła na dalszy plan w obliczu codziennych obowiązków i kurczących się zasobów portfela.
Nagląca potrzeba posiadania przez Ojca Gnoma telewizora wymusiła jednak w końcu kolejne meble. I choć nie zapalałam się do tego pomysłu, to cała ta otoczka wynagrodziła mi to z nawiązką.
Po kolei.
Pomalowaliśmy ścianę. Mam nadzieję, że Najwspanialszy Wykonawca wybaczy mi tę liczbę mnogą, ale wiadomo przecież, tak silnie identyfikuję się z nim w cierpieniu, że nie mogłoby być inaczej. W pomieszczeniu postawiłam głównie na jasne kolory, marzył mi się jakiś mocniejszy akcent. To ściana jeszcze telewizyjna, a docelowo telewizyjno - kozowa. Pomyślałam, gdzie, jeśli nie tam? Rozważałam machnięcie jeszcze jednej ściany, a przynajmniej jej części (do granicy symbolicznie wyznaczanej przez drzwi balkonowe), ale cieszę się, że na tym poprzestałam. To jednak byłoby o krok za daleko.
A w tych mebelkach najfajniejsze jest to, że jak już nam się trochę opatrzą, to je pomalujemy.... na pastelowo!
Kable i kolekcja młodego melomana z ambicjami
Na koniec jeszcze pusta witryna. A w niej dumnie odbijający się nowy stół (i stare krzesła). Potraktujcie to jako trailer następnego wpisu.