Jak przy stole, tak w łóżku; jak w tańcu, tak w życiu! Tako głosi powiedzenie ludowe i nie sądzę, żeby przeceniało rolę stołu w każdej rodzinie. Tak i u nas stół wprowadził małą rewolucję.
Stół to obiekt moich ostatnich zachwytów i wielkiej dumy i tym samym myślę sobie, że zasłużył na zupełnie oddzielny wpis. Zastąpił nam mały koszmarek, przy którym, do tej pory przyszło nam zjadać posiłki. Mimo moich niemałych starań i inwestycji w obrusy, mających funkcje maskujące, nie mogłam przymknąć na niego oka.
Stół to obiekt moich ostatnich zachwytów i wielkiej dumy i tym samym myślę sobie, że zasłużył na zupełnie oddzielny wpis. Zastąpił nam mały koszmarek, przy którym, do tej pory przyszło nam zjadać posiłki. Mimo moich niemałych starań i inwestycji w obrusy, mających funkcje maskujące, nie mogłam przymknąć na niego oka.
Jak to u nas, wiele bojów musiałam stoczyć, żeby zastąpić go czymś docelowym. Dla Ojca Gnoma niewątpliwą zaletą tamtego był jego nieduży rozmiar. Mi się marzył stół duży, taki co to, jak przy nim zasiąść na szczycie, nie słyszysz co mówi osoba po drugiej stronie. Ja i tak jestem z tych bardziej gburowatych, więc zwalniałoby mnie to trochę z obowiązku konwersacji. Ojciec Gnoma od początku był jednak na nie, nie dużym stołom, nie zagracaniu przestrzeni domowej, nie miejscu, w którym chciałam ten stół wstawić, tak rozmowom przy stole z każdym siedzącym biesiadnikiem (maksymalnie czteroma). No i nie niepotrzebnemu (w jego mniemaniu) wydawaniu kasy, ale ten argument niestety mu upadł, bo stół dostaliśmy w prezencie. I wierzcie, to jeden z lepszych prezentów, które dostałam w ostatnim czasie.
Po przestawieniu kanapy tak, żeby lepiej ogarniać z niej wzrokiem telewizor (to od początku był mój fortel, wyzbyć się jej z miejsca, w którym stała, a w której stać przecież powinien STÓŁ), Gnom Senior na dwa dni zapadł na ciężką depresję, co też zrobiliśmy z naszym salonem. Dwa kolejne dni patrzył ukradkiem spod brwi, ale jakoś już jakby z większym przekonaniem (faza pogodzenia). Dla pewności odczekałam jeszcze kolejne dwa dni, dając mu czas na przejście do fazy zaufania. Obdarzenia mnie ufnością, że wiem, co robię, mam plan i może wcale nie jest on taki zły. A potem w naszym domu pojawił się ON. Najprawdziwszy stół, żadna tam nędzna podróbka stołu strasząca nocami spod obrusa. I wtedy z ust Ojca Gnoma padło to jedno, najważniejsze słowo: ŁADNY. W jego ustach, nieskorych do komplementów, oszczędnie dawkujących zachwyt, niechętnie mówiących (a może wręcz niepotrafiących mówić) o swoich odczuciach estetycznych, odbieram to jako wyrazy największego uznania.
Jeśli pamiętacie, stół, który sobie kiedyś wymarzyłam wyglądał tak:
za: klik
Nasz wygląda tak:
Potraficie wskazać trzy różnice?
Mamy gdzie jeść, mamy co brudzić i wreszcie mam miejsce na moją torebkę!