Na początek dwa ważne wydarzenia. Jedno długo wyczekiwane, drugie spodziewane. Sami zgadnijcie, które jest które.
Odbiór kluczy.
Od trzech dni dzierżymy w garści upragnione klucze. Obfotografowałam je już z każdej strony, w różnym świetle i w rozmaitych kadrach. Szału nie ma, wszak klucze są jeszcze "budowlane" i do zakończenia prac nie będą wymieniane. Myk jest taki, że póki co są to klucze, które będę służyć naszym ekipom, przechodzić z rąk do rąk i dlatego nie są kluczami docelowymi. Na docelowe wymienimy je, kiedy w chatynce pojawi się w końcu coś, co będzie można z niej wynieść. A czego wyniesienia zdecydowanie byśmy nie chcieli.
Tak że te wątpliwej urody, wyświechtane już trochę klucze leżą sobie spokojnie na półce na honorowym miejscu i czekają na przekazanie pierwszej ekipie (ale o tym później). Czasem sobie na nie zerkam, uśmiecham się do nich, wilgotną niemowlęcą chusteczką niby ukradkiem ścieram z nich kurz. Dla mnie i tak są najpiękniejsze. I nawet jak kiedyś w końcu wymienimy je na te docelowe nówki sztuki, to sentyment i tak zostanie.
Pierwsza rata.
Pierwsza płatność z deadlinem za dwa dni. Póki co rata jest niska (płacimy tylko same odsetki, bez spłaty samego zadłużenia), ale i tak rozpoczyna to nowy rozdział w naszym życiu. Bardzo długi rozdział, zgodnie z umową na 30 lat, a tytuł jego "życie na kredycie". Teoretycznie wszystko mamy policzone i lepiej czy gorzej, ale powinniśmy pociągnąć. Jest tylko (aż) jedno "ale". To "ale" to czas do przeprowadzki, czas dopóki nie wynajmiemy starego mieszkania i czas dopóki nie wrócę do pracy.
Są jednak i dobre wiadomości. Z informacją o pierwszej racie otrzymaliśmy też rozpiskę wysokości kolejnych. Mimo wcześniejszych szacunków - zaskakująco niskich. Ok, nie jest to wartość wacików, ale nastawialiśmy się na najgorsze, a wyrok został złagodzony. Nazwijmy to tak: kara śmierci została zamieniona na dożywocie. Choć nadal w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Tyle na dziś.
P.s. szata graficzna bloga jest wciąż robocza. Stay tuned i nie załamujcie rąk nad grafikiem, będzie dojrzewać wraz z blogiem,
Odbiór kluczy.
Od trzech dni dzierżymy w garści upragnione klucze. Obfotografowałam je już z każdej strony, w różnym świetle i w rozmaitych kadrach. Szału nie ma, wszak klucze są jeszcze "budowlane" i do zakończenia prac nie będą wymieniane. Myk jest taki, że póki co są to klucze, które będę służyć naszym ekipom, przechodzić z rąk do rąk i dlatego nie są kluczami docelowymi. Na docelowe wymienimy je, kiedy w chatynce pojawi się w końcu coś, co będzie można z niej wynieść. A czego wyniesienia zdecydowanie byśmy nie chcieli.
Tak że te wątpliwej urody, wyświechtane już trochę klucze leżą sobie spokojnie na półce na honorowym miejscu i czekają na przekazanie pierwszej ekipie (ale o tym później). Czasem sobie na nie zerkam, uśmiecham się do nich, wilgotną niemowlęcą chusteczką niby ukradkiem ścieram z nich kurz. Dla mnie i tak są najpiękniejsze. I nawet jak kiedyś w końcu wymienimy je na te docelowe nówki sztuki, to sentyment i tak zostanie.
Pierwsza rata.
Pierwsza płatność z deadlinem za dwa dni. Póki co rata jest niska (płacimy tylko same odsetki, bez spłaty samego zadłużenia), ale i tak rozpoczyna to nowy rozdział w naszym życiu. Bardzo długi rozdział, zgodnie z umową na 30 lat, a tytuł jego "życie na kredycie". Teoretycznie wszystko mamy policzone i lepiej czy gorzej, ale powinniśmy pociągnąć. Jest tylko (aż) jedno "ale". To "ale" to czas do przeprowadzki, czas dopóki nie wynajmiemy starego mieszkania i czas dopóki nie wrócę do pracy.
Są jednak i dobre wiadomości. Z informacją o pierwszej racie otrzymaliśmy też rozpiskę wysokości kolejnych. Mimo wcześniejszych szacunków - zaskakująco niskich. Ok, nie jest to wartość wacików, ale nastawialiśmy się na najgorsze, a wyrok został złagodzony. Nazwijmy to tak: kara śmierci została zamieniona na dożywocie. Choć nadal w więzieniu o zaostrzonym rygorze.
Tyle na dziś.
P.s. szata graficzna bloga jest wciąż robocza. Stay tuned i nie załamujcie rąk nad grafikiem, będzie dojrzewać wraz z blogiem,