Nowa sytuacja związana z kredytem (a jeszcze bardziej z brakiem mojej pensji, co niestety zbiegło się w tym samym momencie) zmusiła nas, żeby usiąść i przemyśleć nasze wydatki.
Uświadomiliśmy sobie, że oboje (wspólnie i oddzielnie) do tej pory rozpieprzaliśmy kasę na ogromną skalę i bez opamiętania. Znaczy wiecie, nigdy nie byliśmy milionerami, ale jednak tą naszą trochę "powyżej średniej krajowej" hulaliśmy na lewo i prawo. I nic nam z tego nie zostało.
W sytuacji, gdy jedna pensja musi utrzymać nie tylko rodzinę, ale i kredyt, postanowiliśmy narzucić sobie pewne ograniczenia. Nie to żebyśmy przymierali głodem, ale jednak zależy nam, żeby przy tym zaciśniętym pasie, nadal było nas stać na nasze małe przyjemności.
Przede wszystkim w tym miesiącu postanowiłam zapisywać WSZYSTKIE nasze wydatki. Chcę zobaczyć, gdzie dokładnie znikają nasze pieniądze i co można z tym zrobić. Nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie, ale będę Was informować.
Póki co podzielę się z Wami jednak tym, co już u nas działa.
I tak, od słów do czynów, rozpoczynamy nowy cykl.
ZAKUPY CODZIENNIE
Rewolucja w tym temacie dokonała się u nas niejako sama w momencie, kiedy pod nosem otworzyli nam Biedronkę. Do tej pory zupełnie nie zwracałam uwagi na to, co, gdzie i za ile kupuje. Nie robiło mi różnicy, czy to dyskont, Alma, czy osiedlowy sklep czynny 24h z alkoholami za milion monet.
Odkąd bliżej zaprzyjaźniłam się z Biedronką (i Lidlem) odkryłam dwie rzeczy. Po pierwsze, ceny jednego produktu w różnych miejscach naprawdę mogą się diametralnie różnić. Druga sprawa to jakość produktów dyskontowych. Z racji Gnoma, sporo uwagi przywiązuje do składu produktów. I tu bardzo pozytywne zaskoczenie.
Podobnie rzecz ma się z kosmetykami i chemią domową. Przez długi czas żyłam w przekonaniu, że dobre są te marki, które znam. A znam je dlatego, że atakują mnie zewsząd. Trochę zmądrzałam, trochę popracowałam i wiem, że rozpoznawalność marki nijak nie przekłada się na produkt. Żel pod prysznic za 30 złociszy tak samo nie sprawi, że stanę się z dnia na dzień piękniejsza i młodsza, jak ten za 3. To, że coś jest droższe, nie oznacza, że jest lepsze, ale że wydano większe nakłady na reklamę. A czy także na jakość? Tego nie wiadomo.
Ok, umówmy się, nigdy nie będę królową wyprzedaży z zapartym tchem wertującą sklepowe gazetki z okazjami, ale stałam się trochę bardziej świadomą konsumentką.
OBIADY
Chryste, wiedzieliście, że dla trzyosobowej można zrobić smaczny obiad za 20 zł? Dobra, wiem, że wszyscy to wiedzą. Ale ja SERIO nie wiedziałam. Gotuję okazjonalnie, jak mnie najdzie ochota. Nachodzi raczej rzadko, ale jak już jest, to spinam się na "nie-wiadomo-jak-wymyślne-bóg-wie-co". Znalazłszy w sieci przepis na to właśnie danie, nakupuję "bóg-wie-jakich" składników, których zwykle do dania niezbędna jest "szczypta". Pozostała część słoiczków, tubek, kartoników i "bóg-wie-czego-jeszcze" kurzy się przez najbliższy rok, by w końcu dopełnić żywota w koszu na śmieci. Taka ze mnie pani domu.
W tym tygodniu postawiłam na proste dania z sezonowych i łatwo dostępnych składników. Pęczotto, faszerowany bakłażan, leniwe. placki z cukinii.... I wszystkim smakowało.
Z czasem wyluzowałam też w kwestii karmienia Gnomiszcza. Nie spinam się dla niego na specjalne potrawy, z których zjada tylko troszkę, resztę dopychając z naszego talerza. Patrzę na składy produktów, które kupuje i tyle.
Podzielę się z Wami jeszcze jednym świetnym patentem leniwej gospodyni, moim ostatnim odkryciem - suszona włoszczyzna. Dania, do których potrzebny był bulion zawsze napawały mnie przerażeniem. Nigdy nie ugotowałam prawdziwego rosołu i wydawało mi się to ogromnym wyzwaniem. Czemu nie używam kostek rosołowych, chyba nie muszę tłumaczyć. Odkąd kupuję suszoną włoszczyznę, moje życie pani domu stało się dużo prostsze.
UBRANIA
To zawsze był mój najsłabszy punkt. Ta niemożność oparcia się pokusie kupienia tylko tej jednej, jedynej sukienki, spódnicy, bluzki.... W Arkadii przehulałam majątek. Podejrzewam, że dzięki mnie, wiele osób z przemysłu odzieżowego jeździ naprawdę fajnymi furami. (Hej, jeśli ktoś z Was to czyta, może pora na jakiś rewanż?)
Od jakiegoś czasu staram się rozsądniej podchodzić do zakupu kolejnych ubrań. Nie jest to łatwe. Ale udaję mi się trochę ograniczać, nauczyłam się korzystać z okazji, przekonałam się też do second-handów.
Wiecie, lumpeks to w końcu taki trochę Tk Maxx. Tylko ubrania są gorzej wyeksponowane i nieuprasowane (co nie ma większego znaczenia, bo po pierwszym założeniu wszystkie moje ciuchy zaczynają tak wyglądać). Wiadomo, nie zawsze z lumpa wychodzę zwycięsko, ale mam kilka perełek, z których jestem dumna.
SPRZĄTANIE
Co dwa tygodnie przychodziła do nas pani do sprzątania. Nie, nie to że jestem leniwa. po prostu mam pierdolca na punkcie czystości. Nie przeszkadzało mi to sprzątać dzień przed jej przyjściem i dzień po. I wiecie co odkryłam? Jej praca nie robi mi żadnej różnicy (pewnie zatęsknię za nią, kiedy trzeba będzie umyć okna). Wpuśćcie Gnomiszcza na 15 minut do jakiegokolwiek pomieszczenia wypolerowanego na wysoki połysk. Po chwili i tak go nie poznacie (pokoju, nie Gnoma, Gnom jest tylko jeden). Tym samym dwie stówki do przodu.
Staram się też nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy. To nam się przyda też pod kątem przyszłej przeprowadzki.
PRANIE
Do tej pory serwowałam śniadanie dziecku karmionego zgodnie z zasadami BLW w pełnej stylizacji i bez zachowanie bezpiecznego dystansu. Dla tych niezaznajomionych z tematem tłumaczę, co to oznacza: owsianka, owsianka wszędzie. Także na mojej ulubionej spódnicy. (I na ścianach. I zasłonach. I we włosach.) Potem szybka zmiana outfitów wszystkich przebywających w tym czasie w kuchni osób. I tak po każdym posiłku. A wierzcie mi, przy tak żartym Gnomiszczu jest ich naprawdę wiele. Bardzo wiele. Pranie mnie przerosło.
Wnioski na przyszłość: przede wszystkim bezpieczny dystans. Po drugie: snucie się po domu (z dala od świateł jupiterów) w wygodnych spodniach z plamą owsianki, to naprawdę nie zbrodnia. Jasne, bez przesady. Daleko mi do bycia orędowniczką tłustych włosów i przepoconych, wyciągniętych, pożółkłych koszulek. Ale można zachować jakąś równowagę. A z założeniem sukienki poczekać na spacer/wyjście z domu. Teraz co by się nie działo trzymam się jednej zasady: pranie wstawiam tylko, gdy mam pełny wsad i nigdy nie więcej niż raz dziennie. Podobnie sprawy się mają ze zmywarką. W obu stawiam na programy ekonomiczne.
WODA/PRĄD
W domu nie wszystkie światła muszą być zapalone, laptop nie musi być stale podłączony do prądu, tak samo jak ładowarki do telefonów. Woda w garnku zagotuje się szybciej, jeśli przykryję go pokrywką. W czajniku elektrycznym nie ma potrzeby grzania większej ilości wody, niż ta, której potrzebuję. Wodę zakręca się, kiedy nie jest potrzebna (wiedzieliście, że ta ciepła jest dwa razy droższa od zimnej?). Codziennie to sobie powtarzam i pracuję nad sobą.
Od ziarnka do ziarnka... zresztą sami wiecie. Was też zachęcam do zrobienia sobie rachunku sumienia i przyjrzenia się drobnym czynnościom. Wbrew pozorom to ma znaczenie. Jeśli nie ze względów ekonomicznych, to może chociaż ekologicznych?
P.S. Dziś uświadomiłam sobie, że zapomniałam pinu mojej karty kredytowej, to chyba krok ku dobremu?
Uświadomiliśmy sobie, że oboje (wspólnie i oddzielnie) do tej pory rozpieprzaliśmy kasę na ogromną skalę i bez opamiętania. Znaczy wiecie, nigdy nie byliśmy milionerami, ale jednak tą naszą trochę "powyżej średniej krajowej" hulaliśmy na lewo i prawo. I nic nam z tego nie zostało.
W sytuacji, gdy jedna pensja musi utrzymać nie tylko rodzinę, ale i kredyt, postanowiliśmy narzucić sobie pewne ograniczenia. Nie to żebyśmy przymierali głodem, ale jednak zależy nam, żeby przy tym zaciśniętym pasie, nadal było nas stać na nasze małe przyjemności.
Przede wszystkim w tym miesiącu postanowiłam zapisywać WSZYSTKIE nasze wydatki. Chcę zobaczyć, gdzie dokładnie znikają nasze pieniądze i co można z tym zrobić. Nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie, ale będę Was informować.
matematyka dla mniej zaawansowanych
I tak, od słów do czynów, rozpoczynamy nowy cykl.
ZAKUPY CODZIENNIE
Rewolucja w tym temacie dokonała się u nas niejako sama w momencie, kiedy pod nosem otworzyli nam Biedronkę. Do tej pory zupełnie nie zwracałam uwagi na to, co, gdzie i za ile kupuje. Nie robiło mi różnicy, czy to dyskont, Alma, czy osiedlowy sklep czynny 24h z alkoholami za milion monet.
Odkąd bliżej zaprzyjaźniłam się z Biedronką (i Lidlem) odkryłam dwie rzeczy. Po pierwsze, ceny jednego produktu w różnych miejscach naprawdę mogą się diametralnie różnić. Druga sprawa to jakość produktów dyskontowych. Z racji Gnoma, sporo uwagi przywiązuje do składu produktów. I tu bardzo pozytywne zaskoczenie.
Podobnie rzecz ma się z kosmetykami i chemią domową. Przez długi czas żyłam w przekonaniu, że dobre są te marki, które znam. A znam je dlatego, że atakują mnie zewsząd. Trochę zmądrzałam, trochę popracowałam i wiem, że rozpoznawalność marki nijak nie przekłada się na produkt. Żel pod prysznic za 30 złociszy tak samo nie sprawi, że stanę się z dnia na dzień piękniejsza i młodsza, jak ten za 3. To, że coś jest droższe, nie oznacza, że jest lepsze, ale że wydano większe nakłady na reklamę. A czy także na jakość? Tego nie wiadomo.
Ok, umówmy się, nigdy nie będę królową wyprzedaży z zapartym tchem wertującą sklepowe gazetki z okazjami, ale stałam się trochę bardziej świadomą konsumentką.
OBIADY
Chryste, wiedzieliście, że dla trzyosobowej można zrobić smaczny obiad za 20 zł? Dobra, wiem, że wszyscy to wiedzą. Ale ja SERIO nie wiedziałam. Gotuję okazjonalnie, jak mnie najdzie ochota. Nachodzi raczej rzadko, ale jak już jest, to spinam się na "nie-wiadomo-jak-wymyślne-bóg-wie-co". Znalazłszy w sieci przepis na to właśnie danie, nakupuję "bóg-wie-jakich" składników, których zwykle do dania niezbędna jest "szczypta". Pozostała część słoiczków, tubek, kartoników i "bóg-wie-czego-jeszcze" kurzy się przez najbliższy rok, by w końcu dopełnić żywota w koszu na śmieci. Taka ze mnie pani domu.
W tym tygodniu postawiłam na proste dania z sezonowych i łatwo dostępnych składników. Pęczotto, faszerowany bakłażan, leniwe. placki z cukinii.... I wszystkim smakowało.
Z czasem wyluzowałam też w kwestii karmienia Gnomiszcza. Nie spinam się dla niego na specjalne potrawy, z których zjada tylko troszkę, resztę dopychając z naszego talerza. Patrzę na składy produktów, które kupuje i tyle.
Podzielę się z Wami jeszcze jednym świetnym patentem leniwej gospodyni, moim ostatnim odkryciem - suszona włoszczyzna. Dania, do których potrzebny był bulion zawsze napawały mnie przerażeniem. Nigdy nie ugotowałam prawdziwego rosołu i wydawało mi się to ogromnym wyzwaniem. Czemu nie używam kostek rosołowych, chyba nie muszę tłumaczyć. Odkąd kupuję suszoną włoszczyznę, moje życie pani domu stało się dużo prostsze.
UBRANIA
To zawsze był mój najsłabszy punkt. Ta niemożność oparcia się pokusie kupienia tylko tej jednej, jedynej sukienki, spódnicy, bluzki.... W Arkadii przehulałam majątek. Podejrzewam, że dzięki mnie, wiele osób z przemysłu odzieżowego jeździ naprawdę fajnymi furami. (Hej, jeśli ktoś z Was to czyta, może pora na jakiś rewanż?)
Od jakiegoś czasu staram się rozsądniej podchodzić do zakupu kolejnych ubrań. Nie jest to łatwe. Ale udaję mi się trochę ograniczać, nauczyłam się korzystać z okazji, przekonałam się też do second-handów.
Wiecie, lumpeks to w końcu taki trochę Tk Maxx. Tylko ubrania są gorzej wyeksponowane i nieuprasowane (co nie ma większego znaczenia, bo po pierwszym założeniu wszystkie moje ciuchy zaczynają tak wyglądać). Wiadomo, nie zawsze z lumpa wychodzę zwycięsko, ale mam kilka perełek, z których jestem dumna.
SPRZĄTANIE
Co dwa tygodnie przychodziła do nas pani do sprzątania. Nie, nie to że jestem leniwa. po prostu mam pierdolca na punkcie czystości. Nie przeszkadzało mi to sprzątać dzień przed jej przyjściem i dzień po. I wiecie co odkryłam? Jej praca nie robi mi żadnej różnicy (pewnie zatęsknię za nią, kiedy trzeba będzie umyć okna). Wpuśćcie Gnomiszcza na 15 minut do jakiegokolwiek pomieszczenia wypolerowanego na wysoki połysk. Po chwili i tak go nie poznacie (pokoju, nie Gnoma, Gnom jest tylko jeden). Tym samym dwie stówki do przodu.
Staram się też nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy. To nam się przyda też pod kątem przyszłej przeprowadzki.
PRANIE
Do tej pory serwowałam śniadanie dziecku karmionego zgodnie z zasadami BLW w pełnej stylizacji i bez zachowanie bezpiecznego dystansu. Dla tych niezaznajomionych z tematem tłumaczę, co to oznacza: owsianka, owsianka wszędzie. Także na mojej ulubionej spódnicy. (I na ścianach. I zasłonach. I we włosach.) Potem szybka zmiana outfitów wszystkich przebywających w tym czasie w kuchni osób. I tak po każdym posiłku. A wierzcie mi, przy tak żartym Gnomiszczu jest ich naprawdę wiele. Bardzo wiele. Pranie mnie przerosło.
król owsianki
Wnioski na przyszłość: przede wszystkim bezpieczny dystans. Po drugie: snucie się po domu (z dala od świateł jupiterów) w wygodnych spodniach z plamą owsianki, to naprawdę nie zbrodnia. Jasne, bez przesady. Daleko mi do bycia orędowniczką tłustych włosów i przepoconych, wyciągniętych, pożółkłych koszulek. Ale można zachować jakąś równowagę. A z założeniem sukienki poczekać na spacer/wyjście z domu. Teraz co by się nie działo trzymam się jednej zasady: pranie wstawiam tylko, gdy mam pełny wsad i nigdy nie więcej niż raz dziennie. Podobnie sprawy się mają ze zmywarką. W obu stawiam na programy ekonomiczne.
WODA/PRĄD
W domu nie wszystkie światła muszą być zapalone, laptop nie musi być stale podłączony do prądu, tak samo jak ładowarki do telefonów. Woda w garnku zagotuje się szybciej, jeśli przykryję go pokrywką. W czajniku elektrycznym nie ma potrzeby grzania większej ilości wody, niż ta, której potrzebuję. Wodę zakręca się, kiedy nie jest potrzebna (wiedzieliście, że ta ciepła jest dwa razy droższa od zimnej?). Codziennie to sobie powtarzam i pracuję nad sobą.
Od ziarnka do ziarnka... zresztą sami wiecie. Was też zachęcam do zrobienia sobie rachunku sumienia i przyjrzenia się drobnym czynnościom. Wbrew pozorom to ma znaczenie. Jeśli nie ze względów ekonomicznych, to może chociaż ekologicznych?
P.S. Dziś uświadomiłam sobie, że zapomniałam pinu mojej karty kredytowej, to chyba krok ku dobremu?