Od zera do bohatera
Długo zwlekałam z tym postem, bo chciałam Was zasypać zdjęciami. Ale faktem jest, że pogoda zupełnie nie sprzyja, okazji do fotografowania też niewiele. Muszę Was więc oprowadzić werbalnie. Ruszcie wyobraźnią! Ot, takie ćwiczenie intelektualne w XXI wieku.
Ze schodów wychodzimy w lewo. W prawo też można, jeśli chcecie nam posprzątać, bo tam traficie tylko na pakamerę z przeznaczeniem na odkurzacz i mopa. Byłoby miło, ale moje dotychczasowe doświadczenie w przyjmowaniu gości wskazuje, że pójdziecie jednak w lewo.
W ten sposób trafiliście do naszego przedpokoju. Nie ma tu jednak co zadługo tracić czasu, to nie jest nasze ulubione miejsce. O tym jednak później.
Po prawej nasza główna łazienka. Jeszcze w wersji demo. Docelowo z kabiną prysznicową i dominującym motywem szkła i drewna. Jeśli nam się nie zmieni.
Vis a vis pokój anonimowego bobasa. Malutki, w kształcie prawie kwadratowy. Przez najbliższe lata i tak pewnie zasiedlą go tylko graty.
Kawałek dalej, na wprost - pokój Gnomiska. Już się nie mogę doczekać, kiedy wezmę się za jego urządzanie. Oczami wyobraźni widzę te białe mebelki, lilipucie biureczko, miękki dywan. I ten ogromny zabawkowy rozpierdol, który i tak przesłoni wszystkie piękne rzeczy.
Ostatni pokój, na prawo od Gnoma to nasza sypialnia i moja kwatera główna w jednym. Znaczy się garderoba. Nie mamy tu wielkich ambicji, zresztą wielkich ambicji nie pomieściłaby ta sypialnia. Marzy nam się duże miejsce do spania, ale prawdopodobnie poprzestaniemy póki co na materacu. Ma być pojemnie i bezpiecznie (czyt.: nisko), jak Gnomisko będzie nas skopywać na podłogę. Poza tym po szafce i lampce nocnej po każdej ze stron. Trochę tak nam się to widzi:
Źródło: Marthebo
Garderoba jest całkiem przyjemnych rozmiarów. Zależy mi, żeby była przede wszystkim funkcjonalna. Chciałabym maksymalnie wykorzystać każdy centymetr. Jeszcze nie wiem jak, ale wierzycie we mnie, prawda? Rozważam dwa ciągi wiszące (góra i dół) na jednej ścianie i półki na drugiej.
Tak jak wpsominałam, nie wszystko jest pięknie. Poddasze to dla nas najtrudniejsze miejsce. Na tym poziomie bardzo walczyliśmy o każde miejsce, zależało nam bowiem na tym, żeby zmieścić tam trzy pokoje z łazienką. Jakoś się to udało, ale coś, kosztem czegoś. Niestety przedpokój wypadł nam w miejscu, gdzie akurat był dość spory skos dachu i niewiele można z tym było zrobić. Sprawę dodatkowo komplikowały dwie wystające rury. Trzeba to było jakoś ukryć, jednocześnie starając się nie uciąć nic z istniejącego już skosu, co by Ojciec Gnomiska nie musiał się codziennie kłaniać przy wejściu "na pokoje". Przy moim metr sześćdziesiąt w kapeluszu nie musiałam się tym bardzo kłopotać, postanowiłam jednak wykazać się pewną dozą empatii. Dlatego postawiliśmy głównie na funkcjonalność tego kąta. Takie też wytyczne przekazaliśmy Majstrowi - walczymy o centymetry, maskujemy co trzeba i jak najmniej origami. Z tym ostatnim chyba nie do końca się zrozumieliśmy, bo wyszedł nam taki mały koszmarek.
Teraz na spokojnie zastanawiamy się co z tym zrobić. Żeby obyło się bez rewolucji i bez składania w ofierze naszego poczucia estetyki. Wiecie, jednak śmierdzi od nas amatorami na kilometr. ale nie poddajemy się. Póki co na topie są dwie opcje: pociągnięcie tego wystającego "czegoś" w dół i tym samym zlikwidowanie całego kąta albo zabudowanie tego jakąś szafką czy regałem na wymiar.
Tym samym mam nadzieję, że temat wpadek mamy już wyczerpany. Za nami ciężki tydzień, przed nami pewnie kolejny. W weekend ładowaliśmy baterie, a ja leczyłam się z przeziębienia. Sobota i niedziela minęły mi pod znakiem moczenia stóp w misce z gorącą wodą i solą i sztachania się olejkiem parafinowym. Doraźnie pomogło, po odstawieniu zaraza natychmiast wróciła z podwójnym uderzeniem.
W ramach optymalizacji budżetu dokonaliśmy dywersyfikacji po rodzinie dalszych prac w Chatynce. Przesadzam oczywiście, ale faktem jest, że kasa rozpływa nam się strasznie, konto bankowe płacze, a karta kredytowa drży ze strachu na nasz widok. Wdzięczni jesteśmy za każdą najmniejszą pomoc, wsparcie, czy dobre słowo. Weekend tchnął w nas trochę wiary, że kiedyś znów wyjdzie słońce, bo ostatnio gromadziły się nam nami same czarne chmury.
Znów tli się we mnie wiara, że może uda się ogarnąć temat przeprowadzkowy przed czerwcem. Tego nam życzcie!