Przepadłam
16.2.16
Są takie momenty, kiedy Gnomiszcze za długo śpi. Wiem, co sobie myślicie, żem głupia. Wszak mądrość ludowa głosi, że najlepsze dziecko, to śpiące dziecko i ja się pod tym absolutnie podpisuję. Ale nie wtedy, kiedy obok mnie spokojnie (niczego nie przeczuwając) spoczywa karta kredytowa, a przede mną na ekranie komputera H&M Home. I inni. A w głowie przekonanie, że coś mi się przecież należy. Mój mózg nad wyraz często takie skromne "coś", interpretuje jako "wszystko", a to zwykle zwiastuje kłopoty.
Pokazywałam Wam ostatnio inspiracje, zebranie tego w jednym miejscu pomogło mi uporządkować to sobie wszystko we łbie i przełożyć na konkretny plan, którego realizację właśnie rozpoczynam. Nie bez przeszkód, opór materii najsilniejszy w postaci Pana Domu. Daje mi kredyt zaufania (i wydziela gotówkę), ale widzę, że cierpi. Chciałabym go jakoś przekonać do mojej wizji, ale mam wrażenie, że chłopy myślą inaczej. Oni w ogóle jacyś inni są. Realizuję więc sobie tę wizję powolutku, krok po kroku, urabiam go pomału, bez terapii szokowej. Negocjujemy, coś udaje mi się ugrać, kosztem czegoś, z czego rezygnuję. Ale mimo wszystko do przodu. Z wielką nadzieją, że efekt końcowy jego (i mnie) nie rozczaruje. Widzicie jaka odpowiedzialność na mnie ciąży? Wesprzyjcie nas dobrym słowem!
Za mną pierwszy (i drugi i trzeci...) internetowy szoping i wyprawa do Ikei, mekki każdej skredytowanej rodziny z kluczami do własnego M. Dzień wolny w pracy, dzień wolny od żłobka, taki nasz dzień dziecka. Było grubo! Wszak Gnomiszcze najlepiej bawi się w centrach handlowych. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. A Ikea to już w ogóle taki wybieg dla dzieciarni i miejsce stracenia rodziców. Zakupy robimy z regularnymi postojami we wszystkich punktach zabawy (czyli tych zasadzkach, które tam czyhają na dorosłych). Dopóki nie miałam dziecka, nie zdawałam sobie nawet sprawy, ile kunsztu i wyrachowania włożono w zaprojektowanie tej przestrzeni. Czasem uda mi się Gnomiska zagadać, zainteresować czymś innym i szybko przemknąć obok jakiegoś punktu zainteresowania. Ale to są rzadkie chwile tryumfu. Gnomiszcze nie w ciemię bite, zna już ten sklep na pamięć, wie, kiedy trzeba być czujnym, żeby broń boże coś mu nie umknęło. Czasem uda nam się ominąć jedno, czy dwa takie punkty, ale finalnie to i tak ja jestem przegrana, a wizyta w Ikei ciągnie nam się w nieskończoność. Gnomiszcze się zawiesza, a ja mam wtedy zdecydowanie za dużo czasu, żeby usiąść i rozważyć, zdecydować, że jednak TAK, biorę, proszę zapakować. Razem z tamtym, a najlepiej wszystko, co się będziemy rozdrabniać, pieniędzy i tak już na to wszystko nie starczy, a w takiej sytuacji co za różnica, czy nie ma się dwustu złotych, czy dwóch tysięcy.
0 komentarze