Chatynkowe rozkminy

28.1.16

Pierwsze dni w Chatynce, wreszcie na swoim. Bez telewizji, bez internetu, w ograniczonym składzie meblowym i z minimalnym budżetem. Ale w końcu u siebie. Co z tego, że syf, skoro własny. Powoli urządzamy się na swoim, choć jeszcze czuję się gościem we własnym domu i pewnie sporo czasu minie, zanim to uczucie się zmieni. 

Ojciec Gnomiska w pracy, Gnomiszcze chodzi na kilka godzin do żłobka, a ja spędzam każdą wolną chwilę na obgryzaniu z nerwów paznokci, pospiesznym sprzątaniu, załatwianiu zaległości i gonieniu własnego ogona. 

Żłobkowy dream team. Bez świni ani rusz.

Od poniedziałku wracam do pracy i boleśnie odczuwam, jak ten mój czas się kończy. Wręcz namacalnie czuję, jak mija każda sekunda, która przybliża mnie do zamknięcia bezpowrotnie jakiegoś rozdziału i powrotu do sztywnych biurowo-korporacyjnych ram. Nie tylko nie czuję się gotowa, ale wręcz zagubiona. Po głowie tłucze mi się milion wątpliwości i pytań, w tym to najważniejsze, jak ja to sobie wszystko zorganizuję. Choć wiem, że moja obecna sytuacja bytowa, nie jest w żaden sposób wyjątkowa. Bycie dorosłym ssie.

Mam wrażenie, jakby z dnia na dzień nasz kalendarz się zapełniał, lista rzeczy do zrobienia się wydłużała, czas kurczył, a my tylko się starzeli. Znacie to? Znów budzę się z ręką w nocniku, że PIT*, że rachunki, że lekarz, zakupy, a to wszystko na wczoraj. Tymczasem ja utknęłam gdzieś z mopem, między jedną, a drugą łazienką. 

Chciałabym zrobić w Chatynce mnóstwo rzeczy, a tymczasem doznałam jakiegoś paraliżu. Jadę do sklepu po tysiąc rzeczy, a wracam z jedną pierdołą (i milionem pięknych, choć nikomu niepotrzebnych skarbów). Wybór fotela czy kanapy do pokoju Gnomiska mnie przerasta. No właśnie, nawet nie zdecydowałam, czy bardziej fotel, czy bardziej kanapa. Marzy mi się udekorowanie ścian w jego pokoiku, ale nie robię absolutnie niczego, bo brakuje mi planu rozstawienia mebli. Swoją drogą brakuje mi też tych mebli. Klops, zawieszenie i problemy z decyzyjnością. Rażą mnie chatynkowe niedoróbki, ale boję się, że cały wcześniejszy zapał zapadł się gdzieś pod ziemię i przyjdzie mi się z nimi zaprzyjaźnić na dłużej. Mam tysiąc pomysłów na minutę, ale nie potrafię sobie tego w głowie uporządkować, rozplanować i wziąć się za realizację. Więc dalej wywijam tylko tym mopem, bo widać, to wychodzi mi najlepiej.

W sumie to wszystko sprowadza się do tego, że brakuję mi listy. Jednej, porządnej, scalonej. Póki co notuje sobie chaotycznie wszystko, co mi wpadnie do łba w tysiącu różnych miejsc, a następnie natychmiast o nich zapominam. 

Ale rozpisałam się, a nie taki był temat. Miało być o tym, jak to Chatynka pięknieje nam z dnia na dzień, a wszyscy odwiedzający pieją z zachwytu i mówią, że zdjęcia tego nie oddają (co w wolnym tłumaczeniu oznacza ni mniej, ni więcej tyle, że dupa ze mnie, a nie fotograf). I o tym, że czasem, jak Gnom zaśnie, jest chwila, żeby spokojnie wypić łyk wina. 

No pięknieje, co?

A jeśli o gościach mowa, to dzięki jednemu Chatynka jest bogatsza o taką piękną tackę! Dzięks! Moje drzwi zawsze stoją otworem!

Z moich problemów dnia powszedniego:

Schody kiedyś mnie wykończą. Myślałam, że mam już jako taki trening wyniesiony z domu Matki Najlepszej, ale jednak nie. Góra, dół, góra, dół. Brakuje tylko środka („środek: stół”). Zawsze kiedy za coś się biorę, okazuje się, że absolutnie niezbędna rzecz znajduje się na zupełnie innym poziomie.

Przez dwa dni myłam się w zimnej wodzie, bo nie potrafiłam ogarnąć prysznica. Tak, wiem, powstrzymajcie się od komentarzy. Wystarczy mi już to, co przeżyłam, a co jeszcze żywe jest w mej pamięci. Plus tamte obawy, że tak będzie już zawsze.

Mam dużą zmywarkę i małą rodzinę. Do tej pory żyłam w jakimś dziwnym przekonaniu, że dla małej rodziny, w dodatku mało gotującej, mała zmywarka to i tak luksus. Jakże się myliłam! Luksus to jest teraz, kiedy w końcu nie muszę jej codziennie włączać. Jaram się!

Mam też pralkę (a co!). Wczoraj wstawiłam ją pierwszy raz i z niecierpliwością czekam, aż moje inauguracyjne chatynkowe pranie wyschnie.

Mam dużą ścianę pomalowaną farbą kredową, mam kredę, mam Gnoma. Czyli wydawałoby się wszystkie niezbędne elementy, które wystarczy tylko połączyć. Ale jednego nie mam: odwagi. 

* Spokojnie, Wy macie jeszcze trochę czasu. To tylko mnie zaraz będzie ścigał US z tytułu wynajmu mieszkania.

Zobacz także...

0 komentarze