Akcja optymalizacja cz. 2
4.11.15
Hej, pamiętacie jak wspominałam Wam, że w październiku planuję zapisywać KAŻDY wydatek? Postanowienia dotrzymałam. Zerkam sobie teraz na tabelkę excelowską i próbuję wyciągnąć z tego jakieś wnioski.
Rozsądaniejsze zakupy
Po pierwsze, primo, okazuję się, że takie notowanie wydatków naprawdę ma sens. Przede wszystkim zadziałał mechanizm samoregulacji. Wszystko co zapisane, to jednocześnie ujawnione przed Gnomem Seniorem Rodu. Śmieszki - heheszki, ale rzeczywiście zaczęłam się dwa razy zastanawiać, czy naprawdę potrzebuję setnego lakieru do paznokci, do tego dziesiątego w tym samym kolorze (no tak już mam, że przywiązuję się do kolorów, zakochuję się w jakimś, kupuję, a potem okazuję się, że taki sam przyniosłam już do domu tydzień wcześniej. Przynajmniej mam stałe preferencje). Ojciec Gnomiszcza przyznał mi się, że ma tak samo. W sensie z samoregulacją, nie z lakierami. Ograniczyliśmy więc niepodrzebne wydatki, jednocześnie bez poczucia, że czegoś nam brakuje.
Focus na ceny
Tak, focusuję się i to mocno. Przekonałam się, że wszystko co jest aktualnie dostępne w sklepie, mogę kupić w innym miejscu lub w innym czasie po dużo niższej cenie. Tak, te ceny sklepowe, to taka propozycja, do negocjacji. Nie chodzi mi o to, że funkcjonujemy w realiach egipskich i że dobrym zwyczajem należy się targować. Nie staję w kolejce do kasy w Zarze tylko po to, żeby poinformować ekspedientkę, że tę kieckę w grochy owszem kupię, z wielką przyjemnością, ale za połowę ceny. Nie jestem naiwna, wiem jak jest. Ale po prostu zastanawiam się, czy na pewno muszę mieć tę sukienkę teraz i natychmiast, bo może podobną znajdę taniej w H&M. Albo w lumpie. Wiecie, że mój najukochańszy w tym sezonie (i wpisujący się w aktualne trendy) sweter kosztował mnie kilkanaście złociszy? 100% wełny! Bóg mi świadkiem, że na jego widok moja przyjaciółka rzuciła dziś tekstem, że to najmodniejsze printy!
Produkty sezonowe. lokalne
Nie szukam "bógwieczego", nie wybrzydzam. Skupiam się na tym, co dostępne tu i teraz. Sezonowo i smacznie. Ekologicznie i ekonomicznie.
Planowanie
Moim problemem było zawsze totalny brak planowania w sferze obiadów. Zawsze wolałam kupić więcej, niż mniej (bo a nuż zabraknie), a to co zostawało, gniło. No bo przecież nowy dzień, nowe rozdanie, nowy obiad. W październiku starałam się to zmienić. Jeśli w poniedziałek z obiadu zostawał mi kilogram brokułów, to we wtorek próbowałam jeszcze je jakoś wykorzystać. Albo Gnomiszcze musiał je zjadać trzy razy dziennie przez kolejny tydzień (z pozdrowieniami dla Karolci, która go tymi brokułami uraczyła!)
Czas przeciwko nam
Wszystko to fajnie działało, do czasu... kiedy wpadliśmy w wir przeprowadzkowy. Wpadliśmy w taką czarną dziurę czasową, że wszystko wymagające najmniejszego planowania padło. Gotowe żarcie, szybkie zakupy. Z kolei po przeniesieniu do kwatery tymczasowej, żyjąć złudnym przekonaniem, że przecież pieniądze same się teraz oszczędzają, znów zaczęliśmy wydawać na pierdoły "życiopocieszacze". Codziennie wieczorem szybki wypad do spożywczaka. Po nic, dla zabicia czasu. Krótko mówiąc - wróciliśmy do źródeł.
Nie zaprzestałam jednak notowania. W tym dalej twardo tkwię i właśnie dzięki temu, ta moja głupota tak się unaoczniła. Dzięki Ci, Excelu!
Żeby jednak nie pozostać w takim smętnym klimacie powiem Wam jeszcze, jaki z tego dodatkowy pożytek. Skoro i tak spisuję te paragony, to klikam je w jeszcze jednym miejscu. Słyszeliście o Loterii Paragonowej? Jeśli nie, to pewnie nie powinnam Wam mówić, bo tym razem naprawdę planuję w końcu coś wygrać. Nie róbcie mi więc konkurencji, pliiiis.
1 komentarze
U mnie również notowanie nadal trwa, ale ostatnio zaniedbałam wpisywanie na bierząco. Lumpeksy uwielbiam. Fakt ograniczam teraz produkty odzwierzęce w ciuchach, więc wełnianych nie kupuję. Ale widzę ile tego jest aktualnie. Dziś czeka mnie co tygodniowa przejażdżka w celu poszukiwać rekwizytów do zdjęć. Cieszę się, jak małe dziecko :) O Loterii Paragonowej nie słyszłam, ale konkurencji Ci nie zrobię, bo z tego co widzę dostępna jest jedynie w Polsce :)
OdpowiedzUsuń