Odliczanie do Świąt
18.12.15
Wiecie, jakoś tego nie ogarnęłam, ale już za tydzień Wigilia! A ja nawet nie byłam jeszcze na jarmarku świątecznym, prezentów nie kupiłam, ba, nawet nie ogarnęłam pięknej, corocznej tabelki w excelu z rozpiską, co kiedy i komu. Jak ten czas pędzi, jeszcze chwila i będziemy rok starsi.
Co roku jaram się tematem choinek, świecidełek, stroików, bombek, światełek i prezentów, ach prezentów! Co roku, tylko w tym trochę jakby mniej. Brakuje tej mojej przestrzeni, którą mogłabym tą bożonarodzeniową pstrokacizną zalać, no i przede wszystkim budżetu brakuje. A z doświadczenia zawodowego wiem, że jak budżet wyczerpany, to nie ma ratunku i żadne asapy, czy brejnstormy nie pomogą.
Strasznie bym chciała Gnomika choć trochę magią świąt zarazić, ale póki co bez sukcesów. Pieczenie pierniczków dobre, jak każda inna zabawa, podczas której się można ubabrać. Czyli spoko, ale na krótko. Prace nad workiem i czapką Mikołaja zakończone niepowodzeniem. Lampki - zupełnie bez emocji. Z emocjami jednak ja i Matka Najlepsza czekamy na konfrontację Gnomiszcza z choinką.
Mój syn już taki dorosły, na każdym kroku mnie zaskakuje. Sam się myje, sam je, sam brudzi i sprząta, sam dźwiga zakupy, sam się upomina o założenie kapciuszków, jak się rodzicom zapomni.
Hej, czy to już niedługo ten etap, kiedy będę go mogła samego wysłać do sklepu po piwo dla matki?
Niezależnie jednak od tego, kiedy to piwo mi w końcu przyniesie i czy w ogóle, to największą dumą niezmiennie napawa mnie jego zasypianie. Spokojnie, bez histerii i protestów. Bo on chyba naprawdę lubi spać. Ma te swoje pory drzemki dziennej i spania nocnego, kiedy zaczyna tęsknić za poduszką. Wiadomo, pory nie są święte, mamy swoje odstępstwa, nie trzymamy się kurczowo planu, czasem coś nas tak porwie, że spanie przekładamy, czasem nudą wieje tak, że można chrapnąć i godzinę wcześniej. Generalnie jednak - prawie jak w zegarku. Chęć na kimanko dopada i Gnomisko z nią nie dyskutuje. Wczoraj w pośpiechu zawracaliśmy z pieszej wyprawy do sklepu, bo jednak sorry mamo, nóżki już dalej nie pójdą, chce, czy nie, kierują się w stronę łóżka. Więc był awaryjny zwrot i szybkie holowanie w pościel. Dziś za to podczas zabawy w klocki, spytałam, Gnomiska czy chce spać. W Gnomowym języku zakrzyknął, że TAAAK, złapał mnie za rękę, zaciągnął na kanapę gdzie go zwykle usypiam i zasnął zanim zdążyłam odpalić Fejbsuka, zupełnie jak ojciec. Taki dojrzały. Usypianie w takich chwilach to już w ogóle poezja.
Podczas tego tulenia do snu z dorosłego chłopca staje się znów tą moją małą krewetą, którą ciągle mam w pamięci i za którą bardzo tęsknię. Wtula się we mnie w pozycji do kangurowania, choć już od dawna jest go zdecydowanie więcej niż mniej. Taka ta moja kreweta troszkę przerośnięta. Pimpuś sadełko przydusza mnie troszkę, wciska w kanapę, ale i tak uwielbiam te momenty. Łapa pod bluzką, żeby mieć pewność, że nic się tam nie zmieniło, wszystko na swoim miejscu, wszystko pod kontrolą. Czasem wystarczy policzyć do piętnastu, a Gnomiszcze już sflaczałe, bezwładnie zwisa, bezradne męskie nóżki dyndają. Na tym etapie można nim śmiało żonglować, rzut za trzy do łóżeczka, a nawet twarde lądowanie i tak go nie obudzi.
Wiadomo, nie zawsze tak jest. Są kryzysy, są zęby, są choroby i są "bógraczywiedziećcojestemmarudąibędęmarudzićbomogę". Czasem słońce, czasem deszcz. Co by jednak nie mówić, codziennie jest łatwiej i przez te plus minus 540 dni razem na zewnątrz, nieźle się już ze sobą skumaliśmy i coraz lepiej ogarniamy swoje potrzeby. Taka radosna konstatacja na koniec dnia.
Co poza tym? W Chatynce nadal, syf, kiła i tylko mogiły brak, bo nas nią nie stać. Szarpnęliśmy się za to na materac, więc jest nadzieja, że nie będziemy musieli spać na płytkach. Jak się przekopać przez zwały gruzu i kurzu, to jest pięknie. Wierzyć mi jednak musicie na słowo, bo póki co gruz dominuje każdy kadr. A ściana, co to miała być szara, szara nie jest. Zalety/wady wyboru farby na szybko i na ekranie laptopa. Raz się uda, a raz nie. Nam się udało. Wyszło oliwkowo, ale jak dla mnie szał! Po weekendzie powinny być schody. Wpadniecie zobaczyć?
Co roku jaram się tematem choinek, świecidełek, stroików, bombek, światełek i prezentów, ach prezentów! Co roku, tylko w tym trochę jakby mniej. Brakuje tej mojej przestrzeni, którą mogłabym tą bożonarodzeniową pstrokacizną zalać, no i przede wszystkim budżetu brakuje. A z doświadczenia zawodowego wiem, że jak budżet wyczerpany, to nie ma ratunku i żadne asapy, czy brejnstormy nie pomogą.
Biedne dzieci jedzą z podłogi
Mój syn już taki dorosły, na każdym kroku mnie zaskakuje. Sam się myje, sam je, sam brudzi i sprząta, sam dźwiga zakupy, sam się upomina o założenie kapciuszków, jak się rodzicom zapomni.
Kulturka. A bezę jemy łyżeczką
Hej, czy to już niedługo ten etap, kiedy będę go mogła samego wysłać do sklepu po piwo dla matki?
Niezależnie jednak od tego, kiedy to piwo mi w końcu przyniesie i czy w ogóle, to największą dumą niezmiennie napawa mnie jego zasypianie. Spokojnie, bez histerii i protestów. Bo on chyba naprawdę lubi spać. Ma te swoje pory drzemki dziennej i spania nocnego, kiedy zaczyna tęsknić za poduszką. Wiadomo, pory nie są święte, mamy swoje odstępstwa, nie trzymamy się kurczowo planu, czasem coś nas tak porwie, że spanie przekładamy, czasem nudą wieje tak, że można chrapnąć i godzinę wcześniej. Generalnie jednak - prawie jak w zegarku. Chęć na kimanko dopada i Gnomisko z nią nie dyskutuje. Wczoraj w pośpiechu zawracaliśmy z pieszej wyprawy do sklepu, bo jednak sorry mamo, nóżki już dalej nie pójdą, chce, czy nie, kierują się w stronę łóżka. Więc był awaryjny zwrot i szybkie holowanie w pościel. Dziś za to podczas zabawy w klocki, spytałam, Gnomiska czy chce spać. W Gnomowym języku zakrzyknął, że TAAAK, złapał mnie za rękę, zaciągnął na kanapę gdzie go zwykle usypiam i zasnął zanim zdążyłam odpalić Fejbsuka, zupełnie jak ojciec. Taki dojrzały. Usypianie w takich chwilach to już w ogóle poezja.
Podczas tego tulenia do snu z dorosłego chłopca staje się znów tą moją małą krewetą, którą ciągle mam w pamięci i za którą bardzo tęsknię. Wtula się we mnie w pozycji do kangurowania, choć już od dawna jest go zdecydowanie więcej niż mniej. Taka ta moja kreweta troszkę przerośnięta. Pimpuś sadełko przydusza mnie troszkę, wciska w kanapę, ale i tak uwielbiam te momenty. Łapa pod bluzką, żeby mieć pewność, że nic się tam nie zmieniło, wszystko na swoim miejscu, wszystko pod kontrolą. Czasem wystarczy policzyć do piętnastu, a Gnomiszcze już sflaczałe, bezwładnie zwisa, bezradne męskie nóżki dyndają. Na tym etapie można nim śmiało żonglować, rzut za trzy do łóżeczka, a nawet twarde lądowanie i tak go nie obudzi.
Wiadomo, nie zawsze tak jest. Są kryzysy, są zęby, są choroby i są "bógraczywiedziećcojestemmarudąibędęmarudzićbomogę". Czasem słońce, czasem deszcz. Co by jednak nie mówić, codziennie jest łatwiej i przez te plus minus 540 dni razem na zewnątrz, nieźle się już ze sobą skumaliśmy i coraz lepiej ogarniamy swoje potrzeby. Taka radosna konstatacja na koniec dnia.
Co poza tym? W Chatynce nadal, syf, kiła i tylko mogiły brak, bo nas nią nie stać. Szarpnęliśmy się za to na materac, więc jest nadzieja, że nie będziemy musieli spać na płytkach. Jak się przekopać przez zwały gruzu i kurzu, to jest pięknie. Wierzyć mi jednak musicie na słowo, bo póki co gruz dominuje każdy kadr. A ściana, co to miała być szara, szara nie jest. Zalety/wady wyboru farby na szybko i na ekranie laptopa. Raz się uda, a raz nie. Nam się udało. Wyszło oliwkowo, ale jak dla mnie szał! Po weekendzie powinny być schody. Wpadniecie zobaczyć?
0 komentarze